Drukuj

Moje doświadczenia z pieczeniem chleba

 

Kiedyś, wiele lat temu, chleb pieczony w domu i ten ze sklepu nie różniły się aż tak bardzo. Nie było chemii, albo przynajmniej dużo mniej niż teraz. Nie wiem czy zauważyliście, ale obecnie chleb kupowany w sklepie sprawia wrażenie jakby był „dmuchany”. Jest coraz mniej smaczny i trzeba więcej go zjeść, żeby się najeść. Jeszcze gorzej jest, gdy spojrzymy na skład (jeżeli w ogóle jest). I co tam znajdujemy? W chlebach z białej mąki trudno znaleźć zakwas, raczej używane są drożdże, ale coraz więcej jest polepszaczy i spulchniaczy (wszystkie E). O chlebie sklepowym coraz częściej można powiedzieć, że „rozpływa się w ustach”, co w tym przypadku niestety jest to wadą, a nie zaletą.

 

Pewnego dnia dojrzałam do decyzji o samodzielnym pieczeniu chleba w domu. Na początku oczywiście tylko na próbę, żeby zobaczyć co z tego wyjdzie. Wszędzie zalecali używanie zakwasu do chleba, więc postanowiłam też go zrobić.

Zaczynałam praktycznie od zera, bo tylko słyszałam o nim, ale nigdy go nie widziałam, a tym bardziej nie robiłam. Nie miałam pojęcia jak się go robi i jak powinien wyglądać dobry zakwas. Na początku sądziłam, że zrobienie go musi być dość trudną sztuką, bo gdyby było to łatwo pewnie większość ludzi robiłaby go w domu.

Kiedy już znalazłam w internecie przepis jak zrobić dobry zakwas, nie mogłam uwierzyć, że to takie proste. Woda i mąka? I tylko tyle? Przyznam się szczerze, że nie bardzo wierzyłam, że uda mi się zrobić zakwas z tych składników. Byłam wręcz pewna, że osoba, która zamieściła przepis na stronie, po prostu zapomniała o jakichś składnikach. Ale mimo to postanowiłam spróbować, nastawiona raczej na klęskę niż zwycięstwo. Zrobiłam dokładnie tak jak napisano w przepisie. Zagotowałam wodę, a następnie ostudziłam ją do temperatury około 30 stopni. Do tego dodałam mąki żytniej (ale białej, nie razowej, bo akurat nie miałam takiej w domu), aż konsystencja mojego eksperymentu była zbliżona do kwaśnej śmietany. Miskę przykryłam ściereczką i odstawiłam blisko kaloryfera. Tak strasznie byłam ciekawa co się będzie działo dalej, że zaglądałam do niego co godzinę (przynajmniej na początku).

Po pierwszej godzinie nic się nie zmieniło. Byłam lekko rozczarowana i zaczęłam się zastanawiać czy wszystko dobrze zrobiłam. Jednocześnie nabierałam przekonania, że jednak to chyba nie były wszystkie składniki. Po następnej godzinie było to samo. Powoli moja euforia zaczęła słabnąć, a marzenie o własnym chlebie na zakwasie gdzieś ulatywało. Już myślałam, że nic z tego nie będzie. Bułki przygotowane do pieczenia

Tym większe było moje zaskoczenie, gdy po kilku godzinach pojawiły się na zakwasie pierwsze bąbelki powietrza. Znów zaczęła wracać mi wiara i zapał do pieczenia chleba. A na drugi dzień „ciasto” tak bardzo urosło (przynajmniej jeszcze raz powiększyło swoją objętość), że na początku myślałam, że ktoś mi coś do niego dosypał. Okazało się jednak, że to jest normalny proces fermentacji.

Trudno wręcz uwierzyć w to, że fermentująca mieszanka wody i mąki, może być równie dobrym spulchniaczem jak drożdże, czy proszek do pieczenia. A przy tym w 100% naturalnym i najzdrowszym produktem.

Ale to jeszcze nie była moja pełnia szczęścia. Teraz musiałam upiec chleb, żeby przekonać się czy z tym zakwas też da sobie radę.

Zarobiłam ciasto (ręcznie, nie miałam wtedy jeszcze piekarnika do pieczenia chleba) i kiedy już dość mocno urosło wstawiłam do piekarnika. Po jakiejś pół godzinie w domu zapachniało świeżym chlebem, który tak dobrze pamiętam z dzieciństwa, kiedy to jeździłam do babci na ferie czy wakacje. A po godzinie wyjmowałam z piekarnika świeżutki, pięknie pachnący bochenek chleba. No i ten smak, którego na próżno można szukać na sklepowych półkach.

Tak bardzo zasmakował mi, że postanowiłam piec go najczęściej jak to możliwe. Niestety z braku czasu mogłam piec raz w tygodniu i to nie zawsze.

Praca, obowiązki w domu, wychowywanie dzieci zabierało tyle czasu, że nie mogłam pozwolić sobie na częstsze pieczenie. Także zarabianie ciasta jest praco- i czasochłonne. Mieliśmy jednak coraz większy apetyt na chleb pieczony domowym sposobem.

Zaczęliśmy więc zastanawiać się nad kupnem piekarnika do pieczenia chleba. Niestety o czymś takim do tej pory tylko słyszeliśmy, nikt wśród naszych znajomych ani w rodzinie nigdy nie miał takiego urządzenia. Zaczęliśmy więc przeglądać internet w poszukiwaniu opisów i opinii użytkowników, którzy już zdecydowali się na kupno takiego urządzenia.

 

Ewa Krzesińska